Grób żołnierza Andrzeja Kłódki

W lesie należącym do p. Mirosława Czarnoty, w niedalekiej odległości od szkoły znajduje się ziemny grób poległego w czasie wojny żołnierza śp. Andrzeja Kłódki, nad którym widnieje żelazny krzyż. Uczniowie wraz z nauczycielami przybywali zwykle w listopadzie, miesiącu upamiętniającym zmarłych, aby uporządkować to miejsce, zapalić znicze i pomodlić się. Nie było jednak pewności, czy ciało rzeczywiście spoczywa w tej mogile. Wątpliwości zostały rozwiane, bowiem w sierpniu 2022r. do grobu zamordowanego prze Niemców pradziadka przybył po raz kolejny z Cieszyna prawnuczek p. Maciej Dembiniok z żoną i dwiema córkami: Agatą i Anną. Nad grobem, na żelaznym krzyżu zamontował tabliczkę: Andrzej Kłódka ur. 25.10.1896r. w Wólce Kolczyńskiej, zm. 26.06.1941r. w Wandalinie. Pan M. Dembiniok przysłał wspomnienie swojej mamy Ewy Dembiniok o dziadku, które poniżej zamieszczamy w oryginale.

Andrzej Kłódka urodził się 25 października 1896 r. w Wólce Kolczyńskiej , zmarł 26 czerwca 1941 r. w wieku 44 lat, zamordowany przez niemieckiego okupanta, żołnierz wojny polsko –bolszewickiej 1919-1920, uczestnik ofensywy kijowskiej. Po tym jak jego oddział został rozbity i zdziesiątkowany samodzielnie przedzierał się, powracając w rodzinne strony przez tereny bagien i mokradeł . Z opowiadań mojej babci zapamiętałam przejmującą historię, jak ukrywał się przed bolszewikami idąc tylko nocą, aby być niezauważonym przez wroga. W dzień brnął w wodzie po szyję, a nieraz w całkowitym zanurzeniu oddychając tylko przez trzcinową rurkę, czekał na dogodny moment, aby ruszyć dalej. Wrócił wycieńczony i schorowany. Do końca życia mierzył się z konsekwencjami tej morderczej walki o przetrwanie. W lutym 1926 roku ożenił się z moją babcią, Zofią Sawicką. Mieli 4 dzieci , 7 letni Tadzio i 2 letni Józio zmarli na początku lat 30. 24 czerwca 1941 jako zwiadowca i emisariusz partyzancki został zatrzymany w Wandalinie. To informacja z roku 1980, w czasie załatwiania formalności w związku z pochowkiem mojej babci, od emerytowanego wikariusza i rektora kościoła z Rybitw. Przetrzymywany przez niemiecką żandarmerię, w miejscowej szkole mój dziadek spędził dwie noce. Dotarła w to miejsce moja babcia Zofia, wiedziona wieścią , że musi go ratować, (nigdy potem nie potrafiła wskazać gdzie to było). Spóźniła się. Został rozstrzelany. Niemcy zgodzili się na identyfikację zwłok. Pod lufami karabinów, słysząc ich drwiny i śmiechy babcia rękoma rozkopywała grób. To był jej Andrzej, zginął zamordowany przez hitlerowców strzałem w tył głowy. Osierocił 12 letnią Marysię – moją mamę i 4 letniego Antosia. Był w żołnierskim ubraniu, w tym, w którym wyruszył walczyć o niepodległą Polskę. Wnuczka, Ewa Dembiniok 14.09.2022